piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 1: Lost my way.

Od razu zaznaczam, że rozdział w ogóle mi się nie podoba.
Chciałam dedykować go Roksanie, ale nie jestem pewna czy się ucieszy z tego rozdziału. ._.
Także w miarę udanego czytania. 
nie opuszczajcie mnie po tym rozdziale. 
~*~
SUSANE POV'S
Rozdział 1: Lost my way.
Zarzuciłam czarną torbę na ramię i zbiegłam ze szkolnych schodów. Zmierzchało się już a do domu miałam dobre dwadzieścia minut zdrowego marszu. Siedzenie kilku godzin w kozie jednak nie było aż tak bezpieczne jak im się wydawało. Wiecie o co chodzi? Noc, siedemnastoletnia dziewczyna sama w dużym mieście i tysiące pedofilów. Wczorajsza impreza, którą wspaniałomyślnie urządziłam jeszcze przed odlotem do Blackpool jak mogłam się spodziewać nie miała dobrego wpływu na dzisiejszy stan mojej głowy. No cóż, ale warto było zobaczyć pijanego Deana tańczącego na stole. Czego można dowiedzieć się o swoim chłopaku na zwykłej imprezie. Co prawda, Dean należy do Fleur, a z miejsca w którym aktualnie się znajduje wywnioskowałam, że żyję pod postacią Susane. To wszystko jest cholernie zagmatwane- te moje podwójne życie. Nie raz zapominam jakie naprawdę noszę imię w legalnie wyrobionym dowodzie osobistym. W każdym bądź razie ostatnio strasznie zdziwił mnie fakt, że życie pomiędzy Los Angeles a Blackpool wcale nie było męczące. Ha! I tu Was mam. Wcale nie wykorzystuję swoich jak śmiem mówić ,,dwóch stron osobowości’’ do podrywania chłopaków i zdradzanie jednego z drugim. Kocham Deana, co jest chyba jedyną prawdziwą rzeczą w moim życiu. Chociaż kiedy jestem w rozsypce myślę o tym czy pokochałby tą prawdziwą mnie, którą bądź co bądź zagubiłam no ale cóż, Susane Blacke. A nie Fleur Boney, szkolną laskę i ostrą dupę w całym Los Angeles. Została jeszcze jedna kwestia, czy on w ogóle kochał którąkolwiek? Szczerze powiedziawszy, nie byłam zbyt popularna w szkole dopóki on nie zwrócił na mnie uwagi. Jesteśmy razem już półtora roku. Nie znudziłam mu się? Może ma inną, a ja nic o tym nie wiem. Moje rozmyślania na temat najpopularniejszego związku w szkole przerwało głośny dźwięk Beep Beep wydany przez mój telefon. Wyciągnęłam urządzono z kieszeni spodni i odczytałam wiadomość.
’Kocham cię, błagam wracaj już z tych wakacji.’’
Nie powiem mimowolnie uśmiechnęłam Siudo ekraniku mojej komórki. Dean zawsze był przesłodki, romantyczny i jeśli miałabym być szczere to od tych pozytywnych przymiotników by się zagłodziła gdybym miała wymieniać je dalej. Szybko wystukałam odpowiedź i wracając do realnego świata podłączyłam słuchawki do iPhona i szłam dalej. No bo co innego miałabym robić? Tutaj w Blackpool nie za dużo osób lubi w Piątkowy wieczór wypić i pogibać się w rytm muzyki. Taka była Wielka Brytania i szczerze powiedziawszy zbyt przyzwyczaiłam się do Los Angeles by siedzieć tu teraz jak grzeczne, cywilizowane dziecko. W słuchawkach zabrzmiały pierwsze gitarowe dźwięki Ed’a Sheeran’a co od razu wprawiło mnie w wyśmienity nastrój. No bo co może być lepszego? Wieczorne niebo, dające pomarańczowe światło latarnie ustawione w rzędy tuż przed tobą i jego cudowny głos- głos Ed’a Sheeran’a. Szłam tak co chwilę przymykając oczy na dłużej. Kochałam taki stan, nie zamierzam zaprzeczać. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko uśmiechu Deana. Wariatka ze mnie. Jak można kochać kogoś tak bardzo jak ja kochałam jego?
THUMB. THUMB.
Usłyszałam dźwięk przeszywający powietrze. Instynktownie chciałam zacząć uciekać ale nie mogłam się bać. Strach był dla mnie czymś nielegalnym. Musiałam tam iść, zobaczyć na żywo to co usłyszałam. Morderstwo. Głośno przełknęłam ślinę i wydobyłam z wychudzonego ciała odwagę.
-Kto tam jest do cholery?- krzyknęłam i skręciłam w uliczkę z której dopadły mnie dźwięki wystrzelanych pocisków. Zamknęłam na chwilę oczy, nie miałam pojęcia jak to jest patrzeć na realne martwe ciało. Szłam powoli i kiedy poczułam pod nogą jakiś kształt pisnęłam z przerażenia i natychmiast otworzyłam oczy. Stałam na ręce nieboszczyka, dokładniej mówiąc stanęłam na nią moim czadowym glano-podobnym butem co sprawiło, że najprawdopodobniej złamałam mu rękę. Okej, a więc co ja mam teraz zrobić? Córka jednego z grubych, mafijnych ryb jest świadkiem morderstwa nie swojego gangu, a zawiadomienie policji mija się z jakimkolwiek celem. Kątem oka spojrzałam na zakrwawioną twarz zabitej osoby. Była całkiem ładną blondynką, której niebieskie oczy nadal wyrażały strach. Jej szyja została przecięta ostrym nożem, a w brzuch zadano jej kilka ciosów. Brunatna ciecz zalewała ją całą, a jedyne co miałam ochotę zrobić to zwymiotować prosto do kosza na śmieci który stał po mojej prawej. To co zapamiętałam z nauk ojca jeśli chodzi o martwe ciała to obchodzenie się z nimi. Pod żadnym pozorem nie mogłam zostawić na niej swojego DNA, co za pewnie po części się stało gdy nadepnęłam na biedaczkę. Z trudem powstrzymywałam odruchy wymiotne, które gdy zauważyłam lewe ramię dziewczyny uderzały mnie ze zdwojoną siłą. Otworzyłam oczy jeszcze szerzej. Nie mogłam po prostu uwierzyć w to, że morderca tak umiejętnie naznaczył ofiarę. Na ramieniu blondynki widniały miliony czerwonych cięć, które razem tworzyły znak ,,BR’’.
-Beeding Red.- wyszeptałam kiedy tylko przeanalizowałam wszystkie dane. Zrobili to chłopcy z gangu Bleeding Red. Czegokolwiek tata mnie nie nauczył, jedyne co mogłam teraz zrobić to zadzwonić do niego i poinformować o tym gdzie teraz urzędują B-ersi. Wyciągnąwszy telefon miałam wybierać numer do taty kiedy poczułam zimną dłoń, męską na moich ustach.
-Pożałujesz suko, że weszłaś mi w drogę.

~*~
Co się stało? : o Ktoś napadł Susane? Co będzie dalej? Wszystko z będzie z nią dobrze? Jak myślicie kim są tajemniczy chłopcy z gangu Bleeding Red? 

piątek, 5 kwietnia 2013

Prolog.


Susane POV’s
Usłyszałam denerwujący dźwięk budzika i chcąc zafundować  mu coś w stylu lewego sierpowego zwlokłam zwłoki z łóżka. Przyznając się bez bicia codziennie miałam ochotę zabić jakąkolwiek osobę którą spotkałabym w porannym stanie. Cała Susane Blacke, a nie chwila dziś chyba jestem Fleur. Już się pogubiłam w aktualnym miejscu mojej egzystencji więc zostawmy to bez dłuższego rozmyślania. Leniwie rozglądając się po pokoju zwróciłam uwagę na leżący tuż pod biurkiem mały nożyk- chyba wczoraj zapomniałam go odłożyć w bezpieczniejsze miejsce. Ziewnęłam przeciągle i przeczesując delikatnie włosy  palcami zrzuciłam z siebie piżamę na którą składał się biały T-shirt w rozmiarze XL i czarne, kobiece bokserki. No i cóż by dziś na siebie włożyć? Krokami muchy w smole ruszyłam w stronę szafy z której wyciągnęłam ciemne shorty i białą bokserkę. Po co miałam wymyślać jakieś wyimaginowane stroje skoro mogłam postawić na prostotę i miejski luz? Zarzuciłam w trochę szybszym tempie ciuchy i usiadłam na krześle stojącym tuż przy lusterku w którym miałam zamiar się przejrzeć. Nie było źle, ale nie było aż tak dobrze by tego dnia w miejscu masowych zabójstw wyobraźni pokazać się bez makijażu. Tak, moja ukochana szkoła czekała z otwartymi ramionami, a ja nie miałam ochoty na uściski. Cóż za strata. Potrząsnęłam głową w prawo w celu poprawienia blond włosów i jeszcze raz lustrując swoje odbicie sięgnęłam po małą kosmetyczkę wpierw malując rzęsy by potem przejechać pisakowym eyelinerem po powiece. Jeszcze tylko kilka dodatków jak kolczyki, bransoletki, masywny naszyjnik, dodajmy jeszcze czarne szpilki na platformie i z czystym sumieniem mogę zejść na śniadanie. Chwyciłam szkolną torbę zapakowaną dzień wcześniej i zbiegłam po schodach wprost do kuchni. Tak jak myślałam, rodziców nie było, a kolejny liścik leżał na białym blacie stolika. Doskonale znając jego zawartość sięgnęłam po karteczkę. Obojętnie przejechałam wzrokiem po gryzmołach mamy westchnęłam głośno a zarazem niezręcznie długo. To co zawsze., bo co innego mogliby napisać? "Susane, razem  z Ojcem i Riley wyjechaliśmy na prywatną wyspę wujka Johna, nie wiem kiedy wrócimy, ale pieniądze masz dziś wieczorem  George przyjedzie po Ciebe by zawieść cię na lotnisko skąd polecisz prosto do Blackpool (gdzie pamiętaj jesteś bezpieczną Susane) Mama i Tata".

Justin POV’s
-Gdzie jest Mama?!- Wrzasnąłem popychając mężczyznę którego miałem nieprzyjemność nazywać ojcem na szafkę stojąca w przedpokoju.- Do cholery jasnej odpowiedz na moje pytanie!- zacisnąłem mocnej palce na marynarce ojca tym samym zmniejszając dystans dzielący nasze twarze.
-Naprawdę myślisz, że Ci powiem.- zaśmiał się sarkastycznie.-Justin, nadal niczego się nie nauczyłeś?- zapytał wypuszczając jad ze swoich przepełnionych nienawiścią ust.-Doskonale wiem, że muszę zmuszać cię do roboty więc kolejne martwe ciało do kolekcji...-zrobił przerwę by oblizać spierzchnięte usta i zaśmiać się po raz kolejny.- Wskazówka gdzie znajdziesz mamę. Późna robota znaczy się większe prawdopodobieństwo śmierci Pattie.- przełknąłem silne, która zaczęła ciążyć w moim gardle. Nie chcąc stracić jedynej kochającej mnie osoby puściłem ojca wcześniej uderzając jego sylwetką o ścianę. Cholera.